Legia poległa – niby bez niespodzianek, ale jednak trochę szkoda


Legia Warszawa przegrała z Chelsea FC 0:3 w pierwszym meczu ćwierćfinału Ligi Konferencji

11 kwietnia 2025 Legia poległa – niby bez niespodzianek, ale jednak trochę szkoda
Mateusz Kostrzewa / Legia Warszawa

Od początku wiadome było to, że spotkanie z Chelsea nie będzie dla Legii Warszawa łatwe. Niestety, to potwierdziło się w sposób dobitny. Legia przegrała – i to dość wysoko: 0:3. Różnica klas między obiema drużynami była aż nadto widoczna, a szanse na odrobienie strat w drugim meczu są w tym momencie… iluzoryczne.


Udostępnij na Udostępnij na

Legia Warszawa potrafiła w tej edycji Ligi Konferencji kilkukrotnie zaskoczyć. Tym razem skończyło się niestety jedynie zawodem i pogrzebanymi nadziejami na awans do półfinału Ligi Konferencji Europy. Czas wyciągnąć wnioski…

Legia nie istniała

Legia nie istniała na tle Chelsea – niestety. Zdecydowanie widoczna była przewaga lepszych w każdym aspekcie zawodników „The Blues”. Przed meczem można było mówić, że Chelsea ostatnio nie strzela zbyt dużo, że gra gorzej niż na początku sezonu czy że w ogóle nie przeżywa najlepszego okresu… Wszystkie te analizy nie miały jednak ostatecznie większego znaczenia, bo nic z tych predykcji się nie sprawdziło. Podopieczni Enzo Mareski kompletnie obnażyli wszystkie wady warszawiaków i trzeba powiedzieć, że wygrali zasłużenie. Sam wynik 0:3 poniekąd oddaje to, co działo się na boisku. Legia była po prostu gorsza pod względem piłkarskim i nie miała do „The Blues” żadnego podjazdu. Trzeba to powiedzieć wprost. Mimo że zaangażowania absolutnie nie można było piłkarzom Legii odmówić, pewnych kwestii po prostu nie udało się przeskoczyć.


Z drugiej strony, trzeba powiedzieć, że Legia miała też dobre momenty. Mówimy o tym jednak tylko ze względu na to, że musimy przedstawić cały kontekst. Całościowo wyglądało to nieciekawie. A z plusów? Przede wszystkim na docenienie zasługuje postawa defensywy w pierwszej połowie. Podczas niej Chelsea faktycznie nie stwarzała realnego zagrożenia. Z gorszych wieści – Legia też takowych akcji nie miała. Poza dobrym ofensywnym wejściem na początku spotkania nie można było szczególnie ofensywy Legii za nic szczególnie chwalić. Druga połowa to już zupełnie inna historia. Inna Chelsea i niestety również zupełnie inna Legia. Legia, która po zmianie stron nie nadążała już za tempem narzuconym przez „The Blues”.

Statystyki były bardzo wymowne (Legia – Chelsea):

  • oczekiwane gole: 0.43 – 4.08,
  • posiadanie piłki: 28% – 72%
  • liczba strzałów: 8 – 24
  • liczba strzałów celnych: 1 – 10

Były też pewne pozytywy…

Legia Warszawa zagrała bardzo słabo, natomiast pojedynczych piłkarzy należy za dobrą postawę docenić. Kogo?

Na początek – Maximilian Oyedele. Młody Polak zaliczył w tym sezonie kilka spektakularnych spotkań, a to przeciwko Chelsea było przynajmniej niezłe. Odbiory, dobre powroty na własną połowę i kilka świetnych, aktywizujących kolegów z zespołu podań. W naszym przekonaniu po stronie Legii to właśnie on był najlepszy na boisku. Zero kompleksów, mało wymuszonych błędów (co nie było powszechne u innych zawodników). Ostatnio Maxi Oyedele nie grywał, a z Chelsea wystąpił w dużej mierze ze względu na kontuzję Bartosza Kapustki. Tym meczem pokazał, że zdecydowanie zasługuje na dostanie szans w kolejnych meczach.


Kolejnym graczem, który zasłużył na docenienie, był Kacper Tobiasz. Było to następne udane spotkanie i jeżeli ktoś faktycznie miał się w tym meczu wypromować, zrobił to właśnie bramkarz Legii. Siedem interwencji, a w tym obroniony rzut karny, może robić wrażenie. Nie spalił się przed dużo lepszym rywalem i trzeba powiedzieć jedno – brawo! Wpuścił co prawda trzy gole, jednak raczej za żadnego nie można go szczególnie winić. Z błędów – czasami zdarzało mu się niecelnie podać lub podać zbyt lekko, przez co wystawiał swoich kolegów na minę. Całościowo większych zarzutów wobec niego nie można jednak mieć. Tobiasz zaimponował (w tym sezonie ponownie).

Na koniec Patryk Kun. Tak – ten Patryk Kun. Był aktywny, dużo biegał. Nie robił zbyt wiele w defensywie, jednak szczerze mówiąc, dał dużo z przodu. Widać, że Goncalo Feio nie jest jego fanem, bo stawia na niego wyjątkowo rzadko. Zresztą, gdyby nie kontuzja Wszołka i absencje Jędrzejczyka oraz Ziółkowskiego, zapewne nie wszedłby na boisko. Raczej ten mecz nie zmieni drastycznie jego sytuacji w klubie. Co jak co, sam występ należy przynajmniej, jeżeli chodzi o ofensywną eksplozywność, docenić. Jakkolwiek na to patrzeć, to właśnie on był wykonawcą najgroźniejszego strzału (jedynego celnego) po stronie „Wojskowych” w tym spotkaniu.

Było ich jednak raczej niewiele…

W zasadzie na nazwiskach wymienionych w poprzednim akapicie pozytywy się kończą… No, może jeszcze na Pawle Wszołku, który grał tylko w pierwszej połowie i nie prezentował się bardzo źle.

Pankov? Miał dobre momenty, jednak ostatecznie Serb wagi tego spotkania nie był w stanie unieść. Podobnie Kapuadi, którego forma w ostatnim czasie może trochę niepokoić. To samo Vinagre, który kompletnie nie radził sobie z aktywnym w tym spotkaniu Jadonem Sancho. Elitima nie było widać, Luquinhas zaś był niestety niezwykle nieproduktywny. W całym meczu widać było też brak Marca Guala. Pekhart, który później wszedł na boisko, nie pokazał raczej niczego konkretnego. Za to Morishita tym spotkaniem udowodnił, że „dziewiątka” kompletnie nie jest pozycją dla niego. Sześciokrotne tracenie dogodnej pozycji, ponad połowa przegranych pojedynków jeden na jednego. Dodatkowo coś, czego w statystykach już nie widać – spowalnianie gry. Szczególnie na tle swoich kolegów mógł denerwować Rafał Augustyniak, który to strat zaliczył najwięcej w całym zespole…

Trudno było nadążyć za graczami Chelsea Rafał Augustyniak po meczu z Chelsea

Do tego zmiennicy, którzy poza wymienionym w poprzednim akapicie Kunem też się szczególnie nie wyróżniali. Ani Szczepaniak, ani Bichahchyan, ani Pekhart, ani Goncalves Legii nie zbawili. Plusów było więc niewiele, a naprawdę szukaliśmy.

Koniec marzeń?

Piłka nożna jest przewidywalna, ale chyba nie aż tak… Dysproporcja pomiędzy Legią Warszawa a Chelsea pokazała, jak duża jest przepaść nie tylko w jednostkowym meczu – ogólnie. Prawda jest taka, że Legia przegrałaby dziewięć na dziesięć spotkań pomiędzy tymi ekipami. Czy jest to koniec marzeń na awans do półfinału? Zakładając, że nawet Legia jakimś cudem wygra na Stamford Bridge, na zwycięstwo z przewagą trzech goli po prostu nie może być żadnych szans.

Dlatego kibice powinni powoli akceptować rzeczywistość bez Ligi Konferencji. Na podsumowanie całej przygody Legii w europejskich pucharach przyjdzie jeszcze czas. Tych momentów było zdecydowanie więcej dobrych niż złych. Z Chelsea jednak szans nie było i również powinniśmy to przyjąć do wiadomości.

Dodaj komentarz

Zapraszamy do kulturalnej dyskusji.

Najnowsze